Fragment książki Florencio Segura SJ „Dotyk Jezusa”
© Wydawnictwo WAM, Kraków 1999

A. WYJAŚNIENIA PODSTAWOWE

Istotę życia wspólnotowego można streścić w następujący sposób: nie żyjemy we wspólnocie ani dla wspólnoty, lecz ze wspólnotą.

Nie żyjemy we wspólnocie. To znaczy, że wspólnota nie jest po prostu uregulowaną przestrzenią życia wspólnego. Nie jest także miejscem odpoczynku ani miejscem, w którym ułatwia mi się wypełnienie moich zobowiązań życia zakonnego.

Nie żyjemy także dla wspólnoty. Wspólnota nie jest celem sama w sobie, niezależnie od naszej misji. Żyjemy ze wspólnotą. W pierwszej konferencji odkryliśmy wagę bycia osobą. W drugiej poznaliśmy jak można i jak powinniśmy być osobą przeżywając w sposób pozytywny i dynamiczny nasze śluby zakonne. Teraz spróbujemy zastanowić się nad tym, jak możemy wzrastać jako osoby razem z innymi. Wspólnota jest więc środowiskiem, w którym możemy stawać się osobami. Jest to najprostsza i najbardziej wiarygodna definicja wspólnoty.

Jeśli jakaś grupa, jakakolwiek grupa ludzka, ułatwia swoim członkom wzrost jako osoby, jest prawdziwą wspólnotą. I przeciwnie, jeśli w jakiejś grupie osób, członkowie jej nie wzrastają albo wzrastają z wielkim trudem, jakby „mimo” integracji z grupą, jest rzeczą jasną, że takiej grupy nie można nazywać wspólnotą.

Być osobą, to przede wszystkim być w relacjach. Relacja nie jest ucieczką. To nie jest szukanie odetchnie-nia z innym, rozmycia albo przerzucenia swoją odpowiedzialność na innego. Nie wynika ona jedynie z odczucia zgodności poglądów czy przyjemności ze względu na otaczającą nas życzliwość i towarzystwo innych.

Być osobą, to trudna synteza pomiędzy zdolnością komunikowania i zdolnością do samotności, pomiędzy „tak”, które otwiera na bliskość i na miłość, i „nie”, które potrafi nabierać dystansu i wybierać po to, aby nie rozpłynąć się w innych. Tak jak mówi w sposób bardzo trafny, refren jednej z piosenek flamenco:

„Ręce moje są puste
od dawania coraz więcej,
lecz to są moje ręce”

B. WSPÓLNOTA JAKO BYCIE DYNAMICZNE

Wspólnota nie jest czymś statycznym, czymś co się realizuje, co się osiąga raz na zawsze, lecz jest czymś dynamicznym co wzrasta każdego dnia, podobnie jak wzrastają osoby, które ją tworzą. To wzrastanie zasadniczo jest wzrastaniem w miłości, w przyjaźni i w serdeczności. Wyraża się ono poprzez przezwyciężanie wszelkich form indywidualizmu oraz w prawdziwym braterstwie, które osiąga się przez tworzenie więzi międzyosobowych.

Dlatego też, aby wspólnota wzrastała, czynimy wszystko, by nasze relacje z innymi osobami stawały się każdego dnia coraz bardziej wolne i bardziej intymne.

1. Nie „paczka” i nie „bractwo”

Czasami najlepszym określeniem wspólnoty będzie to, co mówi św. Paweł: „Jeśli jest więc jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli - jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!” (Flp 2, 1-4).

Św. Paweł wskazuje na dwa filary, na których ma się oprzeć całe nasze życie wspólnotowe: napomnienie w Chrystusie i serdeczne współczucie.

Te dwie rzeczy są niezbędne. Jeśli brakuje napomnienia w Chrystusie, to nie ma wspólnoty, lecz grupa kolegów - paczka. Jeśli brakuje serdecznego współczucia, to nie ma wspólnoty, lecz co najwyżej, pobożne bractwo.

Jeśli brakuje napomnienia w Chrystusie, zaczynamy przebywać z tymi, z którymi lepiej się czujemy, a unikamy tych, którzy się nam nie podobają. Tworzą się grupy wewnątrz wspólnoty i zawsze znajdują się osoby, które ze względu na trudny charakter lub bojaźliwość, pozostają same albo żyją na własny rachunek.

Jezus nam powiedział: „Nie pozdrawiajcie tylko waszych przyjaciół, ponieważ tak czynią i poganie. Pozdrawiajcie waszych nieprzyjaciół” (por. Mt 5, 47).

Jeśli mam szczęście i w mojej wspólnocie są ludzie mili i sympatyczni, radośni i mający dobry charakter, powinienem dziękować Bogu i przeżywać moją wspólnotę jako wyraz braku napięć i jako wyraz radości życia.

Lecz jeśli w mojej wspólnocie jest jakaś trudna osoba czy depresyjna o złym charakterze, wówczas przede mną otwiera się wspaniała możliwość oczyszczenia mojej miłości, możliwość „pozdrowienia mego nieprzyjaciela”, dawania bez otrzymywania, tylko ze względu na bezinteresowne dawanie.

Dlatego też powinniśmy prosić Pana, aby w naszych wspólnotach była jakaś osoba mniej „miła”, jakaś trudniejsza, abyśmy mogli wobec niej okazać naszą chrześcijańską miłość, autentyczną i oczyszczoną, ponieważ nie jesteśmy zwykłą „paczką kolegów”.

Nie jesteśmy także „bractwem”, zgromadzeniem ludzi ze względu na pobożne cele, uznanych przez kompetentne do tego władze po to, aby spełniać dobre dzieła. Nie wystarczy autoryzacja przez kompetentną władzę, która czasami we wspólnotach obejmuje i kontroluje wszystkie relacje międzyosobowe, zamieniając je w relacje niebezpośrednie czy promieniste, ponieważ komunikacja bezpośrednia między członkami ogranicza się do minimum a wszystko dzieje się za pośrednictwem przełożonego.

2. Nie „miłość sylogistyczna”

Nie wystarczy, by była to miłość jako składowa sylogizmu, to znaczy miłość tak pozornie duchowa i bezcielesna, że staje się zupełnie zimna, stwarzając okazję do humorystycznego stwierdzenia wypowiedzianego przez jednego zakonnika: „Wolałbym, aby moi bracia nie kochali mnie tak bardzo ze względu na Chrystusa, a troszkę bardziej ze względu na mnie samego”.

Wspólnota, w której nie ma szczerości i głębokiej bliskości, wspólnota, w której nie ma autentycznej przyjaźni, pozostaje unieruchomiona w strukturach czysto formalnych, i wtedy rozpoczyna się mniej lub bardziej ukryty proces dezintegracji.

Uciekamy się znowu do św. Pawła, tym razem do Listu do Kolosan, aby zrozumieć serdeczność, która powinna być obecna we wspólnocie. Mówi św. Paweł: „Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby ktoś miał zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, [...] z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie” (Koi 3, 12-16)

Nie jesteśmy bractwem. Nie jesteśmy tylko ekipą roboczą, lecz mamy obowiązek i powinniśmy być dla siebie „przyjaciółmi w Panu”.

3. Nie fotokopiarka

Istnieje pewne powiedzenie, które wskazuje na dążenie do unifikacji w naszych społeczeństwach: „wszyscy rodzimy się oryginałami, umieramy kopiami”. Każda osoba w momencie narodzin jest oryginalna, niepowtarzalna, jedyna i nieraz trzeba włożyć wiele trudu, aby społeczeństwo nie zamieniło nas w sterylne i identyczne kopie.

Wspólnota nie jest fotokopiarką. Jednorodność nie jest wartością, którą należy realizować w celu osiągnięcia pokoju, gdyż pokój także nie jest wartością wspólnotową, lecz czymś znacznie ważniejszym. Doskonały pokój występuje tylko na cmentarzach. Tam wszędzie gdzie są osoby żywe, oryginalne, tam wszędzie będzie napięcie, różnorodność, kontrast, życie.

Jeśli wszyscy bylibyśmy tacy sami, jakże nudne byłoby nasze życie. Bycie sobą to ogromny koszt, szczególnie we wspólnocie. Ileż razy łapiemy się na tym, że chcemy być jako Bogowie, to znaczy chcemy, aby inni byli na nasz obraz i podobieństwo, a nie autentycznymi i rzeczywistymi. Jakże często chcemy innych zmieniać.

Wspólnota zaczyna być prawdziwą wspólnotą, kiedy członkowie nie obawiają się być sobą, kiedy mogą i chcą obyć się bez makijaży i bez masek.

Wspólnota osiąga najwyższy stopień komunikowania wówczas, kiedy członkowie stają się zdolni do miłości, nie ze względu na zalety jakie posiadają, lecz - może zabrzmi to paradoksalnie - ze względu na swoje wady. To znaczy, kiedy potrafią wejść w autentyczną relację z drugą osobą, kiedy stają się zdolni do serdeczności wobec tych „właściwości” drugiego, jakich nie rozumieją i kiedy druga osoba pozostaje dla nich nadal tajemnicą, którą potrafią uszanować.

W końcu wspólnota zaczyna stawać się wspólnotą w misji, otwartej i apostolskiej, kiedy - jak to mówi Antoine de Saint-Exupery - „przestajemy patrzeć na siebie, a zaczynamy patrzeć w tę samą stronę”.

C. ZNAK JEDNOŚCI

Fundamentem wspólnoty jest wiara: jeden Pan, jedna wiara, jeden Chrzest.

Wspólnota chrześcijańska to jedna tajemnica zawierająca się w innej tajemnicy: tajemnicy Kościoła, wielkiej wspólnocie, która jest realizacją komunii wierzących, połączonych przez chrzest i Eucharystię.

Zgromadzenie eucharystyczne, wyjątkowy znak jedności Kościoła i jedności między ludźmi, jest wymownym znakiem, choć nie stałym, gdyż po wspólnym dzieleniu się Ciałem i Krwią Pana, wierni rozchodzą się.

Dlatego też Kościół posiada w swoim wnętrzu jeszcze inne znaki jedności, inne stałe wspólnoty, w których także realizuje się znak jedności, wyraz tej samej wiary. Stałymi wspólnotami są wspólnoty zakonne, znak w ramach wielkiego znaku, tajemnica wewnątrz wielkiej tajemnicy, świadectwo Kościoła dla wszystkich ludzi, że jest możliwa jedność w różnorodności, miłowanie się mimo napięć, że jest możliwe otrzymanie Ducha Świętego mimo różnorodności języków.

Stała wspólnota zakonna jest wielkim znakiem radosnej solidarności wobec dzisiejszych ludzi. Teologia życia zakonnego zakłada, że w tych wspólnotach można dostrzec te same elementy, które cechowały pierwsze wspólnoty chrześcijan.

Także Sobór Watykański II zebrał te elementy w Dekrecie „Perfectae caritatis” łącząc je z „koinonia” czy też pierwotnymi wspólnotami.

D. ELEMENTY SKŁADOWE PRAWDZIWEJ WSPÓLNOTY

Zdaniem R. Schnackenburga można wskazać na dwa istotne elementy pierwotnej wspólnoty: zgoda i wspólnota dóbr.

1. Zgoda

Zgoda jest jednością serc, jest koniecznym ludzkim elementem budującym całe życie wspólnoty. Jeśli nie chce się budować domu od dachu, koniecznym wydaje się więc stworzenie bazy dla zgody pomiędzy członkami wspólnoty. Zgoda zakłada trzy rzeczy.

a) Obecność

Może wydawać się banałem, lecz pierwszą rzeczą, której wymaga budowanie wspólnoty, jest obecność jej członków. Wspólnocie trzeba poświęcić czas, godziny, wiele godzin. Wspólnota nie powstaje sama z siebie.

Czasami największym nieprzyjacielem w tworzeniu naszych wspólnot, jest nadmiar pracy. Tak wiele pracujemy, że czasami nie zostaje nam czasu na życie razem. Przychodzimy do wspólnoty tak zmęczeni, że nie mamy już siły, by jej poświęcić uwagę i zainteresowanie.

b) Autentyczność

Nie wystarczy zwykła obecność. Wspólnota potrzebuje obecności przejrzystej, autentycznej obecności: coraz większej intensywności w relacjach międzyosobowych. Ponieważ jeśli każdy chowa się za maskami ze względu na strach, że zostanie osądzony przez innych, jeśli każdy tak naprawdę szuka u innych tylko poklasku, jeśli nie ma szczerości w wyrażaniu tego, kim się jest, co się myśli, co się czuje, czego się obawia i czego oczekuje, to wspólnota może zamienić się w wielką zabawę karnawałową w której wszyscy kryją się za swoimi maskami.

Oby to był tylko bal maskowy, gdyż wiele wspólnot, przypomina raczej paradę olbrzymów i głowaczy: jedni, którzy chcą być dobrze widziani, chcą się wydawać wielkimi, większymi od innych, a ponieważ nie mogą dodać niczego do swego wzrostu, udają silnych olbrzymów, z których wyśmiewał się Qevedo:

„Widzisz tego korpulentnego olbrzyma, który ciężki i poważny krok trzyma? Toż w środku on szmata i słoma, grubiaństwo i chamstwo jego osłona”.

Podobnie i w naszych wspólnotach, są w nich biedne kukły, które maskują się przybierając postać olbrzymów, i z pozycji olbrzyma gardzą i osądzają innych.

Zdarzają się także karły mające tylko głowę. Są to ci, którzy nie mogą wspiąć się, którzy nie napotkali swojego olbrzyma. Ci, którym nie udaje się wywierać wrażenia, pełni złego humoru, smagają nim wszystkich wokół siebie. Karły głowacze, z pochyloną głową, ciągle porównujący się z innymi, osądzający bezlitośnie, zazdrośni. Karzeł głowacz z wielką głową i maleńkim sercem.

Kiedy ujawnia się brak autentyczności i szczerości w relacjach międzyosobowych, wspólnota zamienia się w paradę olbrzymów i karłów głowaczy.

c) Życzliwość

Życzliwość to zgoda w znaczeniu pozytywnym. Jest to podstawa serdeczności potrzebnej do tworzenia wspólnoty, która nie jest ani ideologią związaną jedynie wspólnymi celami, nie jest tylko działaniem czy też wspólną misją, ani też nie jest wspólną pracą.

Życzliwość jest klimatem, w którym osoby są osobami i wzrastają jako osoby.

Kiedy we wspólnocie podkreśla się elementy ideologiczne lub program działania, a zaniedbuje się jakość osób, które ją tworzą, czy też jakość i intensywność relacji międzyosobowych, pojawia się osłabienie poświęcenia i zaangażowania.

Następuje niebezpieczne przejście z fazy bycia do posiadania. Poświęca się (co najwyżej) dla wspólnoty to, co każdy posiada, lecz nie to, kim się jest. Traci się wtedy przejrzystość w relacjach, dialog staje się coraz bardziej niejasny, mnożą się nieporozumienia a z nimi agresywność.

2. Wspólnota dóbr (poświęcenie)

Wspólnota jest czymś dynamicznym, co powstaje dzień po dniu w zależności od tego, czy relacje międzyosobowe stają się bardziej wolne i głębsze. Dlatego też poświęcenie jest czymś dynamicznym, co wzrasta i pozwala wzrastać wspólnocie.

Można wskazać na pięć etapów tego dynamicznego wzrastania:

  • współistnienie,
  • życie razem,
  • towarzyszenie,
  • wspólnota modlitwy,
  • twórcza zgoda.

a) Współistnienie

Jest to najniższy i początkowy stopień wspólnoty. Członkowie nie spotykają się, lecz tylko przebywają razem, wspólny jest tylko odpoczynek (jest to już coś dobrego, ponieważ są wspólnoty, w których każdy odpoczywa poza domem) i niektóre modlitwy wspólnotowe mniej lub bardziej formalne.

Relacje są poprawne, lecz nie zażyłe i tworzą się w ramach pewnej osobowej anonimowości.

b) Życie razem

Jest to stopień wyższy od poprzedniego, ponieważ tutaj już nie tylko jest się razem, ale także żyje razem. To znaczy, że życie każdego jest związane z życiem innych. Wzrasta zaufanie i szczerość między członkami, relacje stają się coraz bardziej zażyłe, rozpoczyna się dzielenie niepokojami i nadziejami.

Osoby powoli wyzbywają się lęku wobec innych, tego strasznego lęku przed osądzeniem nas przez innych. Ukazujemy się takimi, jakimi jesteśmy, a przynajmniej rzadziej używamy makijaży.

Każdy powoli poszerza i cieniuje swoje początkowe obrazy odnośnie do innych, obrazy, które tworzymy w oparciu o zewnętrzne zachowanie osób, w szczególności w oparciu o negatywne zachowanie, które mnie drażni, czy szokuje, na przykład kiedy ktoś trzaska drzwiami, ktoś śmieje się zbyt głośno, inny pisze na maszynie w czasie przeznaczonym na sen.

Kiedy mnożą się okazje do spokojnych spotkań i do dialogu, stopniowo zmienia się nasze wyobrażenie o innych. Zachowanie negatywne nie zniknie, lecz zostaje umieszczone w szerszej i bardziej pozytywnej wizji danej osoby: ktoś ma problemy rodzinne, inny wiele dobrych pragnień, ten znów przeżywa trudny czas, tamten cierpi na coś i to wszystko mimo... trzaskania drzwiami.

Znikają powoli nieporozumienia i domysły, osiąga się pewien stopień obiektywizmu w interpretowaniu zachowań innych.

c) Towarzyszenie

Towarzyszenie (compania) pochodzi od słowa „cum panis”, uczestniczyć w dzieleniu się tym samym chlebem (wspólny posiłek).

Towarzyszenie na poziomie materialnym: wspólnota stołu, nie tylko w czasie formalnych codziennych posiłków, lecz szukając czasami okazji do nieformalnych biesiad, podczas których się wspólnie świętuje, które lepiej wyrażają przyjaźń, prowadzącą do wspólnego biesiadowania.

Towarzyszenie na poziomie kulturalnym i zawodowym: dzielenie się każdego dnia swoimi umiejętnościami i sprawnościami. Dzielimy się kulturą i wiedzą bez monopolizowania czy ekskluzywizmów co sprawia, że następuje w sposób spokojny podział ról.

Towarzyszenie na poziomie ekonomicznym, na którym funkcjonuje w sposób szczery wspólna kieszeń i na którym wpływ drugiej osoby dotyka także mojej kieszeni, pozostawiając zawsze mój pokój otwarty i moje rzeczy do rzeczywistej dyspozycji innych.

Towarzyszenie na poziomie trudzenia się i apostołowania: dzielę się z innymi moją pracą i misją, interesuję się pracami innych, pomagam im i pozwalam, by inni mi pomagali w wyborze i w realizacji mojej pracy.

Towarzyszenie na poziomie sakramentalnym: w celebrowaniu Eucharystii, kulminacyjnym momencie życia wspólnotowego, dzielę z innymi Ciało i Krew Chrystusa, dzielę się moimi zasługami i moim życiem, dzielę się moim własnym powołaniem.

d) Wspólnota modlitwy

Celem jej jest rozeznanie: szukanie przede wszystkim woli Boga. Nie tylko w odniesieniu do grupy, ale także odnośnie do każdego jej członka.

Sposobem osiągnięcia tego są regularne spotkania, podczas których tworzy się odpowiedni klimat do rozeznawania. To zakłada, że każdy w sposób wolny i szczery, mówi o swoich konfliktach i aspiracjach z uwagi na wartości. Wspólnota zaś ustosunkowuje się do opinii i przystaje na nie lub je modyfikuje.

W komunikacji wspólnoty nieodzownym jest to, aby wszyscy wyrażali się w klimacie zaufania i aby nikt nie milczał systematycznie, ze względu na nieufność albo myśląc, że nic nie wnosi. Aby wszyscy umieli słuchać z uwagą i życzliwością, bez zniecierpliwienia, akceptując swoją podatność na zranienia, zawczasu wiedząc, że przedstawiając się lub słuchając innych powinniśmy być świadomi i gotowi na przejęcie tego, że inni nas mogą zranić, lub że inni mogą się czuć zranieni naszymi słowami.

Powinniśmy to wszystko czynić po to, aby w pokoju i bez podziałów dojść do podjęcia wspólnej i radosnej decyzji, którą wszyscy przyjmą w sposób współodpowiedzialny.

e) Twórcza zgoda

Jest to ostatni i najwyższy stopień wspólnoty. Relacje stały się intensywne i głębokie. Zgoda, nie wolna od napięć i trudności, przeradza się w twórczą zgodę. Wspólnota jest środowiskiem, w którym każdy wzrasta jako osoba, ponieważ wspólnota pomaga mi poznać siebie, zaakceptować siebie i ofiarować siebie innym.

Znam siebie lepiej, widząc własny obraz odbijający się w wyobrażeniach, jakie mają o mnie inni. Akceptuję siebie w sposób łatwiejszy, ponieważ czuję się kochany i akceptowany przez innych. Inni też pobudzają mnie do dawania siebie, ponieważ tylko dając siebie wszystkim z całą intensywnością staję się osobą i innych czynię osobami.

Wspólnota przemienia się w zgromadzenie tych, „którzy widzieli Pana” i zgromadzili się po to, aby zakomunikować to sobie z radością. Dzielę z nimi wiarę i życie, a oni mi pomagają służyć i wybierać. Widzę Chrystusa w twarzy każdego, kto mnie otacza.

WŻCh w Polsce

ul. Rakowiecka 61
02-532 Warszawa

NIP: 5213137346
REGON: 017235359
nr konta: 14 1600 1462 1858 0458 3000 0001

Kontakt

tel.: +48 733 734 777
e-mail: kontakt

© WŻCH Polska 2024
Wykonanie: Solmedia.pl